- Przepraszam, kompletnie o nim zapomniałem. - odezwał się, przeciągając się na całej długości kanapy. Na dźwięk jego głosu przechodzą Cię delikatne dreszcze. Po chwili wstaje, podchodzi do Ciebie i zamyka w szczelnym uścisku. Obejmujesz jego tors i wtulasz się w niego najmocniej jak tylko potrafisz. Po Twoich policzkach znów spływa pojedyncza łza, co nie uchodzi jego uwadze. Wyciera ją kciukiem, zahaczając o podbródek i unosi Twoją twarz. Patrzysz w jego oczy, a on uśmiecha się delikatnie.
- Masz ochotę na kawę? - pyta cicho, po chwili ukazując zęby w szerokim uśmiechu. Nie mogąc się powstrzymać, parskasz śmiechem i wycierasz rękawem mokre oczy. Kiwasz potakująco głową, nie mogąc wyjść z zdezorientowania. Czy to możliwe, że Ty przez cztery lata zmieniłaś się diametralnie, a on nadal pozostał tym samym wesołym chłopakiem, umiejącym rozładować każdą napiętą sytuację?
Siedząc na krzesełku i obgryzając paznokcie bacznie wpatrujesz się w jego osobę. Nie odrywasz od niego wzroku i obserwujesz każdy ruch. Wciąż nie możesz uwierzyć, że tu jest. Po kilku minutach stawia na stoliku dwa kubki parującej cieczy. Z lekkim uśmiechem podziękowania chwytasz kubek obiema rękoma i bierzesz małego łyka. Nie wiesz co powiedzieć. On chyba też, co kwitujesz dużym niedowierzaniem, ponieważ nigdy nie miał takiego problemu. Ta cała sytuacja przytłacza was swoim ogromem, ale mimo wszystko jesteś niesamowicie szczęśliwa, że siedzi tu obok Ciebie. Sączysz powoli swoją kawę, wbijając wzrok w swoje stopy, którymi machasz lekko. Nie przeszkadza Ci cisza, która nastała pomiędzy wami. Mało tego, masz ogromną nadzieję, że będzie ona trwała najdłużej jak się da i że Krzysiek nie będzie zaczynał tematu, na który w tej chwili nie masz najmniejszej ochoty. Jednak Twoje nadzieje w połowie zostają zrujnowane, bo w końcu słyszysz melodyjny głos Ignaczaka.
- Może przyjdziesz dzisiaj na mecz?
- Co? - podnosisz gwałtownie głowę i patrzysz na niego zdezorientowana.Czujesz też narastające zdenerwowanie. - Nie! Nie, nie, nie. - mówisz szybko, znów spuszczając głowę i ukrywając zakłopotanie za kurtyną blond włosów. Czujesz, że będzie mu przykro, ale wiesz też, że nie dasz rady. Kiedy tylko wyobrazisz sobie siebie na trybunach, gdzieś pomiędzy ogromnym tłumem śpiewających, krzyczących, klaskających, skaczących, tańczących, cieszących się kibiców przechodzą Cię dreszcze. Doskonale zdajesz sobie sprawę, że nic dobrego by z tego nie wyszło. Słyszysz jak odstawia kubek na stolik, ale nie masz odwagi podnieść głowy. Znów nastaje cisza, tym razem jednak ta z kategorii ciężkich do wytrzymania. I właśnie pod jej wpływem zeskakujesz z krzesełka i biegniesz do przedpokoju, gdzie szybko zakładasz buty i wychodzisz z mieszkania. Szumi Ci w głowie, jakbyś znów wypiła pół butelki whiskey i łzy cisną się do oczu, ale Ty szybko pokonujesz cztery piętra i biegiem ruszasz chodnikiem. Zatrzymujesz się dopiero wtedy, gdy dobiegasz do parku i masz wrażenie, jakoby serce miało Ci zaraz eksplodować. Z łzami spływającymi rzewnie po policzkach siadasz pod drzewem, podciągając kolana pod brodę i obejmując je rękoma. Chowasz głowę pomiędzy kolana, a klatkę piersiową i łkasz cicho. Znów użalasz się nad sobą w duchu. Wyzywasz się od najgorszych tchórzy na świecie i rozpaczasz nad swoją głupotą. Jednak ktoś nie pozwala Ci trwać w takim stanie długo. Po kilku minutach czujesz, jak ktoś siada obok, obejmuje Cię ramionami i kładzie głowę na Twoim ramieniu.
- Nie chcę Cię znów stracić, Julka. Zaufaj mi.
W tamtym momencie nie było Ci potrzeba nic więcej. Bez słowa wtuliłaś się w Krzyśkowe ramiona i powtarzałaś w duchu, żeby ta chwila trwała wiecznie.
- Masz ochotę na kawę? - pyta cicho, po chwili ukazując zęby w szerokim uśmiechu. Nie mogąc się powstrzymać, parskasz śmiechem i wycierasz rękawem mokre oczy. Kiwasz potakująco głową, nie mogąc wyjść z zdezorientowania. Czy to możliwe, że Ty przez cztery lata zmieniłaś się diametralnie, a on nadal pozostał tym samym wesołym chłopakiem, umiejącym rozładować każdą napiętą sytuację?
Siedząc na krzesełku i obgryzając paznokcie bacznie wpatrujesz się w jego osobę. Nie odrywasz od niego wzroku i obserwujesz każdy ruch. Wciąż nie możesz uwierzyć, że tu jest. Po kilku minutach stawia na stoliku dwa kubki parującej cieczy. Z lekkim uśmiechem podziękowania chwytasz kubek obiema rękoma i bierzesz małego łyka. Nie wiesz co powiedzieć. On chyba też, co kwitujesz dużym niedowierzaniem, ponieważ nigdy nie miał takiego problemu. Ta cała sytuacja przytłacza was swoim ogromem, ale mimo wszystko jesteś niesamowicie szczęśliwa, że siedzi tu obok Ciebie. Sączysz powoli swoją kawę, wbijając wzrok w swoje stopy, którymi machasz lekko. Nie przeszkadza Ci cisza, która nastała pomiędzy wami. Mało tego, masz ogromną nadzieję, że będzie ona trwała najdłużej jak się da i że Krzysiek nie będzie zaczynał tematu, na który w tej chwili nie masz najmniejszej ochoty. Jednak Twoje nadzieje w połowie zostają zrujnowane, bo w końcu słyszysz melodyjny głos Ignaczaka.
- Może przyjdziesz dzisiaj na mecz?
- Co? - podnosisz gwałtownie głowę i patrzysz na niego zdezorientowana.Czujesz też narastające zdenerwowanie. - Nie! Nie, nie, nie. - mówisz szybko, znów spuszczając głowę i ukrywając zakłopotanie za kurtyną blond włosów. Czujesz, że będzie mu przykro, ale wiesz też, że nie dasz rady. Kiedy tylko wyobrazisz sobie siebie na trybunach, gdzieś pomiędzy ogromnym tłumem śpiewających, krzyczących, klaskających, skaczących, tańczących, cieszących się kibiców przechodzą Cię dreszcze. Doskonale zdajesz sobie sprawę, że nic dobrego by z tego nie wyszło. Słyszysz jak odstawia kubek na stolik, ale nie masz odwagi podnieść głowy. Znów nastaje cisza, tym razem jednak ta z kategorii ciężkich do wytrzymania. I właśnie pod jej wpływem zeskakujesz z krzesełka i biegniesz do przedpokoju, gdzie szybko zakładasz buty i wychodzisz z mieszkania. Szumi Ci w głowie, jakbyś znów wypiła pół butelki whiskey i łzy cisną się do oczu, ale Ty szybko pokonujesz cztery piętra i biegiem ruszasz chodnikiem. Zatrzymujesz się dopiero wtedy, gdy dobiegasz do parku i masz wrażenie, jakoby serce miało Ci zaraz eksplodować. Z łzami spływającymi rzewnie po policzkach siadasz pod drzewem, podciągając kolana pod brodę i obejmując je rękoma. Chowasz głowę pomiędzy kolana, a klatkę piersiową i łkasz cicho. Znów użalasz się nad sobą w duchu. Wyzywasz się od najgorszych tchórzy na świecie i rozpaczasz nad swoją głupotą. Jednak ktoś nie pozwala Ci trwać w takim stanie długo. Po kilku minutach czujesz, jak ktoś siada obok, obejmuje Cię ramionami i kładzie głowę na Twoim ramieniu.
- Nie chcę Cię znów stracić, Julka. Zaufaj mi.
W tamtym momencie nie było Ci potrzeba nic więcej. Bez słowa wtuliłaś się w Krzyśkowe ramiona i powtarzałaś w duchu, żeby ta chwila trwała wiecznie.
* * *
Przepraszam za delikatny poślizg, bo miało być wczoraj.
Przepraszam, że tak mało się dzieje i nic się nie wyjaśnia.
Obiecuję poprawę!
poprawę, która będzie widoczna w następnym rozdziale, obiecuje.
Przepraszam, że tak mało się dzieje i nic się nie wyjaśnia.
Obiecuję poprawę!
a mnie mimo tego, że 'nic się nie dzieje' podoba się!:)
OdpowiedzUsuńczekam z niecierpliwością na kolejny:)
pozdrawiam
wiec bede cierpliwie czekac na nastepny rozdzial choc juz teraz jest swietne :-) .
OdpowiedzUsuńA mnie wcale nie przeszkadza to, że jeszcze nic się nie wyjaśniło. Na wszystko przyjdzie pora, a ten spokój i "ociąganie się" tylko dodaje urok temu opowiadaniu. Po tym, co Julka przeszła nie dziwię się, że jest taka nieufna. Krzysiek chyba również ją rozumie i dlatego nie naciska. Oboje potrzebują czasu, aby opanować tę całą sytuację. Ale na każdym kroku widać, jak bardzo są za sobą stęsknieni. Ta miłość wcale nie umarła, ona wciąż w nich żyje.
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowy projekt z Igłą w roli głównej
http://smak-klamstw.blogspot.com/
Całuję ;*
teraz jak już wiem, że Krzysiek jest młody i nie ma żony zupełnie inaczej patrzę na Twoje opowiadanie.
OdpowiedzUsuńmyślę, że Krzysiek proponując wyjście na mecz, nie pomyślał o stanie psychicznym Julki. czyli wnioskuję, że nie wie, że Julka podczas gdy jej nie było, była w szpitalu? dobrze dedukuję? ;)
ale dobrze, że przy niej jest. bo to chyba najważniejsze. czuć że ma się przy sobie bliską osobę. ;)
pozdrawiam, Jagoda :*
http://zbyt-trudne.blogspot.com/
Krzysiek w ogóle nie ma pojęcia co działo się u Julki przez ostatnie 4 lata, ponieważ ta nie dawała znaku życia. W najblizszych rozdziałach ma się wszystko wyjaśnić :)
UsuńNo dobrze:) czekam więc cierpliwie na wyjaśnienia, bo to napięcie spać mi nie daje:)
OdpowiedzUsuń