- Mam wspaniałą wiadomość! - oznajmiłaś, z ogromnym uśmiechem radości na twarzy i rękami w górze. - Jadę do B-a-r-c-e-l-o-n-y! Do tego ośrodka sportowego! Będę grać, będę się uczyć i doskonalić, spełniać marzenia! Wierzysz w to?! - rzuciłaś mu się na szyję, ściskając mocno.
- Co!? - tym razem to on narobił hałasu swoim krzykiem, więc zakryłaś mu usta swoją dłonią, nasłuchując czy czasami nie obudził swoich rodziców. On oburzony zerwał Twoją rękę.
Wybiegając szczęśliwa ze swojego mieszkania układałaś w głowie to spotkanie. Oczami wyobraźni widziałaś, jak Krzysiek razem z Tobą cieszy się z tego, że spełnisz swoje największe marzenie. Oh, jak bardzo wtedy Twoja wyobraźnia wszystko wyolbrzymiła! Gdybyś wiedziała, jak to wszystko się potoczy nigdy byś do niego nie przyszła w środku nocy z tą wiadomością.
Siedzisz oszołomiona na jego łóżku, oparta plecami o ścianę, z kolanami pod brodą i wpatrujesz się w jego sylwetkę, nerwowo krążącą po całym pokoju.
- Żartujesz sobie? Chcesz pojechać na drugi koniec świata sama? Przecież nie masz nawet pewności, że Cię przyjmą! - wyrzucał z siebie, a Tobie po ostatnim zdaniu napłynęły łzy do oczu.
- To nie jest drugi koniec świata - wysyczałaś przez zaciśnięte zęby. - I jestem dobra! Więc to wszystko, co zawsze mówiłeś było tylko cholernym kłamstwem?! Że mam robić, to co kocham, szczególnie, jeżeli jestem w tym dobra? Że mam spełniać marzenia, bo to jest najważniejsze?
Nie często zdarzało się, że płakałaś. Był to widok podobny do spotkania dinozaura w bibliotece, dlatego kiedy Krzysiu zauważył, że słone łzy zaczynają tworzyć litanie mokrych kresek na moich policzkach, od razu na powrót zmienił wyraz twarzy na ten opiekuńczy, przyjacielski, usiadł obok Ciebie na łóżku, objął Twoją małą sylwetkę ramionami i przytulił Twoją głowę do swojej klatki piersiowej. Czułaś się jak dziecko w uścisku matki, chociaż notabene nie pamiętałaś kiedy ostatni raz Twoją matka Cię przytuliła. Mimo, że jak zawsze poczułaś się niesamowicie bezpiecznie odepchnęłaś go i wstałaś. Otarłaś wierzchem dłoni kilka spływających właśnie po Twoich policzkach łez i spojrzałaś na niego wzrokiem pełnym zawiedzenia i złości jednocześnie. Wycelowałaś w niego palcem.
- Byłeś, kurwa, jebanym przyjacielem! Zawsze kurewsko wspierałeś, przez całe to moje pierdolone życie, a teraz kiedy w końcu, pierwszy raz spełnia się jedno z moich największych marzeń Ty mnie nie chcesz wspierać!
Nie zastanawiając się dłużej wyskakujesz przez okno na drzewo i zwinnymi ruchami z niego zeskakujesz.
- Nawet nie waż się za mną gonić! - krzyknęłaś, słysząc jego nawoływania. Ruszyłaś szybkim tempem, zaciskając pięści oraz zęby, powstrzymując łzy i przeklinając po cichu. Chyba jeszcze nigdy nie czułaś się tak upokorzona, zawiedziona, oszukana. Najróżniejsze wyczyny Twojej matki nie równały się z tym, co teraz zrobił Twój cholerny najlepszy przyjaciel. Wpadasz do mieszkania jak torpeda. Mimo, że do rozpoczęcia wakacji zostały dwa tygodnie, a Ty nie masz nawet załatwionego biletu lotniczego, wygrzebujesz z szafy dużą, starą walizkę i zaczynasz wrzucać do niej wszystko co masz pod ręką.
- Ty pieprzony sukinsynie, ufałam, kochałam jak nikogo innego, a Ty co zrobiłeś?! Cholerny zdrajca, każdy na tym cholernym świecie jest cholernym zdrajcą, który nie ważne jaki będzie i tak w końcu cholernie zrani i zostaniesz cholernie sam. - mówisz sama do siebie. Twoja wściekłość i smutek mieszają się ze sobą powodując istną mieszankę wybuchową. Podskakujesz, gdy zauważasz matkę stojącą w drzwiach. Przecież przed Twoim wyjściem leżała zalana w trupa. Patrzy na Ciebie pijackim, zmęczonym spojrzeniem.
- Dziecko, nie przeklinaj tyle, kto Cię tego nauczył? Coś się stało? Powiedz mi, słonko. Przecież jestem Twoją mamusią, wiem, że gdy jesteś wściekła i zdenerwowana przeklinasz jak szewc i trzęsiesz się jak galareta.
Mimowolnie słysząc te słowa wybuchasz śmiechem tak głośnym, że budzisz chyba cały blok i jeszcze trzy sąsiednie. Zastanawiasz się czy Twój mózg nie płata Ci jakiś figli, bo doprawdy nie możesz uwieżyć w to, co właśnie usłyszałaś. Klękajcie narody, koniec świata jest bliski!
- Mamo, idź się lepiej połóż i wyśpij.
Podeszłaś do niej i popchnęłaś lekko w stronę jej sypialni.
- Ale jesteś pewna, że nie chcesz mi powiedzieć? Jutro zrobię zupę na obiad, dobrze? Pomidorową.
- Tak, tak, oczywiście. Z chęcią zjem w końcu obiad, ale teraz idź spać.
Zamykasz za nią drzwi do pokoju i kręcisz głową. Czasami masz wrażenie, że jest tylko dzieckiem, zamkniętym w ciele dorosłej kobiety. Masz jej serdecznie dosyć. Mimo, że jest Twoją "mamusią" nienawidzisz jej za to wszystko, co Ci zrobiła. Nie masz do niej szacunku, nie darzysz jej miłością. Jedyną osobą, która tak naprawdę jest obdarzona tą Twoją miłością, jest Krzysiek. Nikt inny. A teraz nawet jego już nie masz, bo okazał się być zwykłym oszustem.
Zawsze taka byłaś - za bardzo wybuchowa, za szybko się denerwowałaś i wyciągałaś pochopne wnioski działając pod wpływem impulsu. Zawsze pozwalałaś, żeby to Twoje emocje brały nad Tobą górę, a rozumowi kazałaś się zamknąć i odzywać się tylko wtedy, kiedy naprawdę tego potrzebowałaś. Byłaś bardzo dziwnie zaprogramowana. Z jednej strony twarda, niezależna, nie dająca sobie w kaszę dmuchać, a z drugiej strony jednak pragnęłaś kochać i być kochaną. Pragnęłaś czasami schować się pod kołdrą i płakać. Ale jedno było dla Ciebie najważniejsze - marzenia. Ogromna, niekończąca się chęć marzenia, spełniania ich. I od dzieciństwa wpajał Ci to nie kto inny, jak Krzysiek Ignaczak, który zawsze powtarzał Ci, że to nie ważne, że nie masz ojca, Twoja matka pije i tak właściwie jej także nie masz, że nie ważne, że jesteś biedna, że mieszkasz w rozpadającej się, stuletniej kamienicy - najważniejsze jest mieć siłę. Że warto walczyć, bo coś, co wywalczymy własnymi siłami zawsze będzie smakować stokrotnie lepiej, niż to, co ktoś podał nam na złotej tacy. I tego się trzymałam. Mimo, że w drużynie były dziewczyny, które mnie wyśmiewały ja tylko uśmiechałam się ironicznie i dawałam siebie wszystko. I tak większość z nich siedziała na ławce rezerwowych, a ja zgarniałam laury za wspaniałą grę i spektakularne obrony. Plułam każdemu wrogowi w twarz i robiłam swoje.
I teraz też zamierzałam tak zrobić. Tak,Krzysztofie, zrobię tak jak zawsze mnie uczyłeś. Mam głęboko gdzieś czy tego chcesz, czy nie. Jadę do Barcelony i jeszcze kiedyś będziesz mnie oglądał na najlepszych halach świata, wśród najlepszych siatkarek, z medalem w ręku na podium, zobaczysz, Krzysztofie.
Przez ostatnie dwa tygodnie szkoły świetnie udawało Ci się unikać Krzysia, który robił chyba wszystko, żeby z Tobą porozmawiać. Pewnego wieczoru stał pod drzwiami Twojego mieszkania, waląc w nie niemiłosiernie, wrzeszcząc i grożąc, że je wyważy, kiedy do akcji wkroczyła Twoja jak zwykle nie do końca trzeźwa matka, która prawie zrzuciła go ze schodów i powyzywała od najgorszych. Zdążyłaś załatwić sobie bilet lotniczy i już w pierwszą sobotę wakacji miałaś wyjechać w pogoni za marzeniami. Jesteś niesamowicie podekscytowana, kiedy w końcu nadchodzi ten upragniony dzień. Kiedy taksówka podjeżdża na lotnisko, wyskakujesz z auta jak oparzona, chwytasz walizkę i szybkim krokiem kierujesz się w stronę budynku. I wtedy go słyszysz. Jego głos przebija się przez ogromny harmider panujący na lotnisku i sprawia, że stajesz jak wryta i odwracasz się gwałtownie. Stoi za Tobą. Jest okropnie zziajany, włosy ma w jeszcze większym nieładzie niż zwykle, a ubrania jakoś dziwnie ułożone na jego umięśnionym ciele. Patrzysz w jego oczy i od razu tego żałujesz. Widzisz w nich tyle bólu, tyle błagań.
- Proszę Cię, zostań. - mówi cicho, oddychając ciężko, jakby przebiegł kilkanaście kilometrów. A może przebiegł?
- Nie. - mówisz twardo, ale nie patrzysz mu w oczy. Nie masz serca patrzeć, bo to Twój, mimo wszystko, najlepszy przyjaciel, którego, mimo wszystko, niesamowicie kochasz. I chyba powoli przestajesz go kochać tylko jako najlepszego przyjaciela. Albo już dawno przestałaś? Albo się mylisz, bo masz tylko piętnaście lat i wszyscy twierdzą, że nie wiesz co to miłość?
Wahasz się, po raz pierwszy od kiedy powiedziałaś Krzyśkowi o wyjeździe. Wahasz się, zastanawiasz gorączkowo, tylko po to, by po chwili znów odwrócić się i ruszyć przed siebie. Nie zważasz na jego słowa, idzie koło Ciebie, błaga Cię, namawia, a Ty nawet na niego nie patrzysz.
Krzysiu, pozwól mi spełniać marzenia! Czemu mi nie pozwalasz?! Krzysiu, odejdź już, dobrze wiesz, że nic nie zdziałasz! - krzyczysz na niego w myślach, ale tak naprawdę nie otwierasz nawet ust, nie mówisz nic.
- Do zobaczenia, Krzysiu. - mówisz do niego, kiedy wchodzisz na teren odprawy, gdzie on już nie może, ponieważ nie posiada biletu. I tak zostawiasz za sobą swoje marne życie i jedyne światełko, które dotychczas je rozświetlało.
Przerywasz swoją opowieść. Bierzesz głęboki oddech i otwierasz oczy.
Tutaj kończy się wszystko, co Krzysiek i tak wie.
Tutaj zaczyna się największe piekło Twojego życia.
Tutaj zaczyna się coś, co miało być spełnieniem Twoich marzeń, a okazało się być przekleństwem najgorszym z wszystkich.
W pokoju jest ciemność, którą rozświetla tylko mała lampka, dająca blade, ciepłe światło. Krzysiek nie patrzy na Ciebie. Wpatruje się w okno, w niebo, na którym powoli zaczynają błyszczeć gwiazdy. Nastaje absolutna cisza, nie przerywana żadnym dźwiękiem. Uciszył się wiecznie szczekający pies na podwórku, uciszyły się silniki samochodów. Wszystko jakby zamarło w oczekiwaniu na najgorsze. Ignaczak w końcu patrzy na Ciebie, otwiera usta, ale Ty zasłaniasz mu je dłonią. Kręcisz głową, patrząc mu w oczy.
- Spokojnie. Jeszcze dziś poznasz całą prawdę. Tylko daj mi chwilę. I nie mów nic teraz. Nie tłumacz. Nie przepraszaj. Po prostu mnie wysłuchaj, a później zobaczymy, co będzie. Zobaczymy, czy umiemy sobie wybaczyć. Zobaczymy, czy umiemy siebie znów pokochać.
- Ale ja już dawno Ci wybaczyłem. I wciąż Cię kocham, jeszcze mocniej niż wcześniej.
* * *
Mam nadzieję, że ogarniacie, że wszystko pisane kursywą to jest to, co Julka opowiada.
A to, co jest pisane normalnie, to rzeczywistość :)
No cóż, zbliżamy się do końca, w następnym już na pewno, nieodwołalnie dowiecie się, co się tak naprawdę stało.
A, no i przepraszam, że nie było w tamtym tygodniu, ale choroba rozłożyła mnie na łopatki i nie miałam siły ruszyć nawet małym palcem.
A to, co jest pisane normalnie, to rzeczywistość :)
No cóż, zbliżamy się do końca, w następnym już na pewno, nieodwołalnie dowiecie się, co się tak naprawdę stało.
A, no i przepraszam, że nie było w tamtym tygodniu, ale choroba rozłożyła mnie na łopatki i nie miałam siły ruszyć nawet małym palcem.
Dlaczego ona go wtedy nie posłuchała? Dlaczego była aż tak uparta? Dlaczego chociaż raz nie dała za wygraną? Dlaczego zostawiła swoją miłość w Polsce i sama wyjechała poza granice kraju? Dlaczego tak strasznie cierpi przez to, że chciała zawalczyć o marzenia? Dlaczego to wszystko jest takie niesprawiedliwe?
OdpowiedzUsuńSzczerze? Boję się tego, co przeczytam w następnym rozdziale. Bo wiem, że to będzie cholernie ciężkie. Ale z drugiej strony chcę już poznać prawdę. I chce wiedzieć jak zareaguje Krzyś. Przecież Julka też wciąż go kocha. I mam nadzieję, że teraz nie ucieknie. Że zostanie przy nim i da sobie szansę na szczęście.
jakbym czytała opis siebie! ja też jestem cholernie uparta i działam pod wplywem impulsu, co może każdy potwierdzić. Znam doskonale matkę pijaną wkurwiającą wszystkich dookoła.
OdpowiedzUsuńWiem dlaczego nie posłuchała go, bo chce pokazać swoją niezależnośc, determinację i odwagę.
Chcę jak najszybciej następny rozdział.
Uwielbiam czytać Twój blog, dlatego zrobiłam sobie ostatnio turnee i czytałam od początku:)
pozdrawiam serdecznie
Podpisuję się rękami i nogami pod postami powyżej !!! Całuję i ściskam ;* ~Nadzieja
OdpowiedzUsuńUpór to nie zawsze cecha pozytywna. Czasami warto zaryzykować i postawić na swoim, a czasami warto posłuchac ludzi którzy nas kochają. Ważne, że 15 nie mogłaby sama wyjechać do Barcelony i zniszczyć sobie życia jak ona!
OdpowiedzUsuńKurdę, sama jestem uparta i to momentami bardzo, więc czuje się po części jak dziewczyna. sama nie słucham innych, bo musi być tak jak ja chce, a nie zawsze są to dorbe wybory, Ale życie już chyba takie jest, że musimy się nauczyć istenieć na podstawie anszych błędów. Dobrze jednak ze uczucie libero nie przygasło, a wręcz przeciwnie ogień miłości rozpalił się jeszcze bardziej.
OdpowiedzUsuń'Wybicie barku. Niewyobrażalny ból. Zostajesz tak niefortunnie zablokowana, że kość wyskakuje Ci z miejsca w którym powinna być. Z łzami w oczach zjeżdżasz do boksu, tam od razu znajduje się przy Tobie sztab specjalistów którzy mają Ci ulżyć. Zakładasz osłonki na płozy i wychodzisz do szatni. By tam krzyczeć i uwolnić resztę emocji. By uwolnić nadzieję, że ktoś może Cię dostrzec na tych zawodach.'
Zapraszam serdecznie na rozdział pierwszy 'Love is the perfect ingredients to be happy'
http://blekitneoczy1.blogspot.com/2013/11/one.html
Pozdrawiam Anka
Serdecznie zapraszam na szóstkę :)
OdpowiedzUsuńhttp://damy--rade.blogspot.com/
Tak, to znowu ja :)
OdpowiedzUsuńTym razem serdecznie zapraszam na jedynkę :)
http://smak-klamstw.blogspot.com/